Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na ulicę Fortunée, do owego pałacyku tak miłośnie od lat strojonego przez Balzaka. Zastali dom oświetlony i pełen kwiatów, ale zamknięty; służący, który go miał pilnować, dostał pomięszania zmysłów... Rychło po przybyciu, wystąpiły u Balzaka — którego organizm był do cna zniszczony — nawroty choroby sercowej i powaliły go na łóżko, z którego już nie miał powstać. Ostatnim, który go odwiedził, był Wiktor Hugo. „Przebyłem — opowiada w „Choses vues“ — dziedziniec długi, wąski, przecięty rabatami kwiatów. Wprowadzono mnie do salonu, gdzie na konsoli, nawprost kominka, stał olbrzymi marmurowy biust Balzaka. Świeca płonęła na środku salonu na bogatym stole, który miał zamiast nóg sześć prześlicznych złoconych posążków. Podeszła kobieta płacząc i rzekła: „Umiera. Lekarze opuścili go od wczoraj. Gangrena“...
„Czekałem kilka chwil. Świeca słabo oświecała przepychy salonu i wspaniałe obrazy Porbusa i Holbeina wiszące na ścianach. Marmurowy biust wyłaniał się z cienia, niby upiór człowieka, który miał umrzeć.
„Przebyliśmy korytarz, schody pokryte czerwonym dywanem, natłoczone dziełami