Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko o bezwzględne a tajne popieranie się wzajem w prasie w owym tuzinie dziennikarzy i literatów, z trudem wybranych z różnych obozów. Ale łatwiej jest zespolić tuzin chwatów prawdziwą zbrodnią, niż zestawić i sprząc ludzi, których codnia rozdziela gra drobnych interesów życiowych. Toteż, instytucja Czerwonych koni nie przetrwała dłużej niż kilka kolacyj. Naiwny genjusz nie wiedział, że związki takie istnieją, i to bez żadnych statutów, instynktownie: są to tworzące się wszędzie ligi ludzi miernych; ale do takiej ligi nie mógł on należeć, choćby nawet chciał... Przez całe jego życie, prasa, krytyka, tworzyły ligę, ale zjednoczoną przeciw niemu.
Nie mogąc opanować prasy, postanowił stawić jej czoło. Założył pismo, które miał całkowicie wypełniać sam. Pismo miało mówić prawdę, bez kompromisów: można się domyślić, że każdy numer był skandalem! Ale cała prasa odpowiedziała tak bezwzględnym bojkotem pisarza, że, mimo powodzenia, Revue de Paris musiała przestać wychodzić.
Dla niecierpliwej natury, dla tej żarłocznej wyobraźni, sukces, jaki miał u publiczności, był wciąż za powolny; ogromne hono-