Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rarja jakie mu płacili księgarze nigdy nie wystarczały jego zachceniom, jego nieładowi finansowemu. Toteż wciąż marzył o teatrze, jako o trybunie, z której mówi się wprost do tłumów, a przedewszystkiem jak o „kopalni złota“. Ale pochłonięty swem prawdziwem dziełem, nie mógł oddać teatrowi duszy; chciał zdobyć sukcesy teatralne niejako lewą ręką. Ta cała teatralna karjera Balzaka też obfituje w zabawne epizody. Nie mając czasu na pisanie sztuk, przybierał sobie współpracowników, i to dwojakiego rodzaju: jednych, którzy mieli wykonywać jego pomysły, drugich znowu, którzy mieli dostarczać jemu pomysłów, jemu któremu głowa poczynała pomysłów więcej niż pióro mogło spisać! Jednego z takich współpracowników, literacinę z pod ciemnej gwiazdy, zobowiązał się gościć u siebie, żywić, ubierać, opierać, w zamian za prawo do wszystkich płodów jego ducha. Nieborak jadł, pił, spał, ale nie wymyślił nic, mimo iż Balzac, który, w myśl swego trybu życia, z nocy uczynił dzień roboczy, budził go po kilka razy ze snu, żądając scen komedyj czy dramatów... Wkońcu biedak uciekł, wolał głód i chłód, niż tę ciężką służbę.
Jednego dnia (znów opowiada z humorem