Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w najwyższym stopniu władze myśli i daje człowiekowi dosięgnąć wysokiego stopnia uduchowienia. Kiedy mu cytowano (opowiada z humorem Gautier) wielkich genjuszów, którzy nie gardzili rozkoszami ciała, odpowiadał: „Byliby zdziałali o wiele więcej, gdyby się ich wyrzekli“. Spędzić z ukochaną raz na rok pół godziny, — oto jedyne ustępstwo jakie dopuszczał. Zezwalał natomiast wspaniałomyślnie na listy: mówił, że to „wyrabia styl“. Coprawda, te piękne teorje spotykały się u przyjaciół ze sceptycznym uśmiechem; podobno miały one na celu zmylić czujność pani Ewy, która z dalekiej Wierzchowni żądała od pisarza rachunku z każdej dochodzącej ją plotki czy pogłoski.
Ten ton pobłażliwej i uśmiechniętej czułości jakim mówią o Balzaku najbliżsi jego przyjaciele, jest charakterystyczny. Podziwiano, uwielbiano go i — bawiono się nim. Ci, co go znali, szanowali jego szlachetność, wielkoduszność, prawość. Niemiej miał i wrogów. Drażnił ludzi małych, urażał ich ambicje, zrywał maski wielu władcom opinji paryskiej. Nienawidzili go dziennikarze, z którymi porachował się w Straconych złudzeniach. W oczach ludzi oficjalnych szkodziła mu jego prostota wzięcia,