Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybyłą z Włoch; że zaś komisjoner objeżdża od trzech dni dzielnice Paryża, szukając napróżno pana de Balzac, prosi usilnie, aby pisarz był łaskaw sprawdzić stan opakowania i zawartość skrzyni. Balzac-kolekcjoner dał się wziąć: w szlafroku i w pantoflach schodzi na ulicę, witając z życzliwym uśmiechem doręczyciela skrzyni. Nagle rozlega się za nim krzyk: „Mamy ptaszka!“ — Balzac widzi się otoczony strażą, która, przez wyrafinowaną złośliwość, nie pozwala mu się nawet przebrać i wlecze go do plugawego aresztu, podczas gdy wóz z rzekomą wazą etruską oddala się szybko...
W epoce pracy, Balzac, jakby stworzony przez naturę na żarłoka, poprzestawał na bardzo skromnych posiłkach, a podtrzymywał się ogromnemi dawkami czarnej kawy, której działanie opisał tak plastycznie. Zato kiedy, dokończywszy jakiego utworu, użyczał sobie krótkich wakacyj, wówczas biesiady jego — wedle naocznych świadków — możnaby porównać z ucztą rabelesowskiego Gargantui. Nie palił i tworzył teorje o fatalnym wpływie tego nałogu na mózg.
Jedną z ulubionych teoryj Balzaka była teorja czystości, której jakoby sam ściśle przestrzegał, twierdząc iż czystość rozwija