Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiązany, że kiedy raz jej gdzieś zapomniał, zemdlał...
Mówiono... mówiono... Czegóż nie mówiono! Nie jedna ale sto legend! Dość wyrzec słowo: Balzac, aby się znowuż zjawiła w naszej wyobraźni wspaniała głowa, oraz postać w białym habicie dominikanina, opasana złotym łańcuchem, ze złotemi nożyczkami u boku: to był jego strój do pracy, w epoce, gdy, nawiedzony wizją Komedji ludzkiej, nałożył sobie niemal klasztorną regułę życia. W epoce pracy, tygodniami nie wychodził z domu: wstawał po północy, pracował do popołudnia. Progu jego strzeżono surowo, a ostrożność ta wynikała nietylko z obawy przed komornikiem, ale i z absolutnej niechęci do pełnienia służby gwardzisty narodowego, — obowiązku, który spadł na obywateli wraz z demokratycznem panowaniem Ludwika Filipa. W oznaczony dzień w miesiącu, trzeba było włożyć mundur i stać z karabinem na warcie. Balzac poprzysiągł sobie, że nie podda się temu przymusowi, co naraziło go na konflikty z władzą, raz nawet na trzydniowy areszt. Głównym powodem wyprowadzenia się później poza rogatki Paryża, do Jardies, była chęć uwolnienia się od służby gwardzisty.