Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kazać go takim, jakim go widywali blizcy — na codzień.
Ale i w tem miał różne fazy. Pierwsza, — to młody genjalny dzikus, którego Paryż oglądał jak osobliwość: lwia głowa, ogromna choć nie wysoka postać wciśnięta w ubranie urągające modzie, w bieliźnie z grubego płótna, w grubych niebieskich pończochach i ciężkich podkutych buciorach. Zjawienie się jego w salonie było zawsze niespodzianką, wymowa jego, spojrzenie miały coś hipnotycznego, iskry sypały się z tej butelki lejdejskiej nabitej genjuszem.
Potem, jak już opisałem, przyszedł okres światowy, dandyzm, uprawiany zresztą nie bez humoru. Balzac, ten człowiek tak straszliwie serjo przy pracy, wstawszy od biurka był niby student na wakacjach, bawił się sam i bawił sobą potrosze. Opowiadał o sobie niesłychane historje, fanfaronował, tworzył sam swoją legendę, którą rozpowszechniały potem brukowe dzienniki. Słynna była laska Balzaka, która stała się przedmiotem powiastki pani de Girardin pod takim tytułem. Laska ta miała ogromną szczerozłotą rzeźbioną rękojeść, w której wydrążeniu było miejsce „na włosy kochanek“... Mówiono, iż do tej laski był tak przy-