Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

furye i tortury duszne ryły ją i wykrzywiały przez nieskończoność. Korona, którą zdejmował z głowy, ciągnęła uwikłane w jej przegubach włosy, — co do kształtu przypominała koronę jednego z królów we fresku Benozza Gozzolli’ego w kaplicy florenckiej pałacu Riccardi. W kształcie, w przepychu, w bogactwie, w ozdobności, w majestacie i ciężarze tej korony, pod którym uginała się ręka przebiegła, beznadziejnym podająca ją gestem, była wymowa, której słabe nie odda słowo. Chrystus stał pewny swej świętości przez niewiadomość o niej, zawstydzony w sobie i pokorny, istny młodzieniec, w którym boskie serce uderza. Płaszcz, który ciężko spadał z nagich ramion dyabła i wlókł się po ziemi zwojami fałdów, miał w sobie coś nieskończenie zrozumialej, niewątpliwiej, a krócej mówiącego, niż wykład najściślejszy. Był to prawdziwie obraz i wyraz władzy, panowania, mocy rozkazu, żelaznej woli, która się stała kamienną dumą i zardzewiałą pychą, — a która się wije w fałdy pod ciężarem wyciśniętych przez się łez. Był to wizerunek majestatu, który się zamienił na ciężar, palący ramiona. Ten niewysłowiony rysunek — zaiste odtwarzał — kuszenie. Młodzieniec w czarnym otworze pieczary — była to niewątpliwie największa świętość ziemi. Spojrzenie boskich oczu zostało wydobyte jakiemiś dwiema skrzywionemi kreskami. Tylko człowiek w szaleństwie natchniena, z włosami zjeżonemi od śmiertelnego zimna wizyi, mógł środkiem tak niepojętym, jedynym, pierwszy i ostatni raz użytym, palcami, które kurczył i rozginał podszept Boga — wyrazić wzrok Chrystusa. Stał tam Jezus, »zawiedziony na puszczę od ducha, aby był kuszony od dyabła«.
Kusiciel do Niego mówił:
— »Jeśliś jest Syn Boży, rzecz, aby te kamienie stały się chlebem«.
I pokazał artysta kamienie, o których głosiło słowo złego, — urwiste skoki przepaści, bryły i skalny miał, lecący w próżnię bezdenną. Słowo jego »kamienie«, których nigdy w chleb zamienić nie da, ukazywały swój materyalny ciężar, który się walił na duszę.
Nienaski czuł w sobie szczęście i smutek zarazem, to jest to, co sprawiał w nim zawsze widok arcydzieła. Lecz tutaj było jeszcze