Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś więcej. Od tego widoku zaczęła się w nim pasować najgłębsza i najistotniejsza walka. W jego to sercu działo się to narysowane zdarzenie. Usiłował odchylić się od tego pogranicza zachwytu przez rozpatrywanie technicznych cech dzieła. Stwierdzał, jak twarze rysowane są z pozoru najprościej, najprymitywniej, niemal bez cieniów, nikłymi zaciągami wiotkiego kanta w węglu, albo poślizgnięciem ostrego zakończenia. Jakże to oddane zostały te oblicza, te włosy, ręce i nogi! I nie dla tego, ażeby podobizną niezrównaną rąk i nóg zaświecić, lecz przeciwnie, ażeby przez doskonałość rysunku zewnętrznych szczegółów oddać wnętrze istotnej sprawy ducha. Zachwyt nie malał, nie wyczerpywał się, lecz wzrastał. Ryszard zatonął i zapamiętał się w tym rysunku. Nie słyszał, że uchyliły się drzwi bez klamki, zamykane na starosłowiańską zakrętkę. Brat przewodniczący stanął we drzwiach. Ujrzawszy swój rysunek na ścianie, począł sykać i niecierpliwie kołatać w podłogę żelazną nogą. Żylaste jego ręce oparte były na lasce, postać zgarbiona. Wielkie oczy zwolna zawściągały się mgłą, gdy patrzał na ten swój dawny, zapomniany rysunek. Błysk marzenia artysty przeleciał w nich, jak piorun w chmurze — i zgasł. Jakby dla odtrącenia od siebie wspomnień, które ta rzecz wzbudzała, zakonnik rzekł:
— Patrzaj-że, czy to nie dziwne, żeś to ty znalazł te dawne smutki, Olesiów chłopiec? Zetrzyj to już! — prosił pokornie...



Dzięki staraniom braci, a nadewszystko dzięki nieustannej pieczy Tytusa, Ryszard szybko wyzdrowiał. W tym czasie wykończył szczegółowy plan nowej budowli. Pewnego dnia bardzo rano zbudzony został przez niezwykły ruch w klasztorku. Słyszał w otwartej izbicy jakgdyby przytupywanie wesołe, śmiechy i rozmowy ożywione. Dziwiła go ta zmiana dość cmentarnego naogół nastroju braciszków. Był już dobrze wypoczęty, więc wstał, ażeby się dowiedzieć, co to ich tak raduje. Gdy wyszedł, ujrzał prawie wszystkich zgromadzonych w dużej izbie. Śmiali się, mieli twarze rozradowane, tupali nogami na tęgi mróz i zacierali ręce, jedni mniej, drudzy więcej w miarę temperamentu, lecz wszyscy z uciechą.