Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A nie! — zakrzyknął Nienaski. — Za wyrysowane plany musi być, jakieś honoraryum.
— A no, to już i po radości!...
— Niech mi będzie wolno obejrzeć, co tam jest z drugiej strony tego papieru, — oto moje honoraryum.
— Nic tam ciekawego niema! — odburknął starzec. — Stare rzeczy, smutne, niezrozumiałe. Zresztą nie mam pozwolenia na pokazywanie tych bazgrot.
— A no, to nic z planu!
— Masz ci!
— Zobaczę rysunek i plan zaraz zrobię.
— Idźno, paniczu, z temi żartami! Plan jest rzecz koniecznie potrzebna, pilna, a to są fanaberye i szkodliwe smutki.
— Tem bardziej godzi się wypłacić fanaberyą honoraryum za dorzeczność.
— Nic z tego! Zetrzemy pięknie mazaninę chlebem i na tem miejscu zaczniesz sobie, paniczu, wywodzić pomiary. Będziemy mieli wzór, jak budować.
— Kompromis. Brat mi wręczy rulon, jak jest, a ja go sobie sam oporządzę. Co trzeba będzie zatrzeć, zetrę, co będzie potrzebne, zostawię. Może mi właśnie mazanina na tło posłuży. Taki tu zrobimy palimpsest, na co w klasztorach zawsze były majstry.
Zakonnik patrzył na niego wypukłemi oczyma, w których dziwne, niespokojne, groźne stany duszy przebiegały z szybkością. Namyślał się. Wreszcie z jakiemś uczuciem wstydu, żalu, czy gniewu cisnął papier i oddalił się.
Nienaski zgadł. Był to ów rysunek, o którym wspomniał Tytus: — Kuszenie Chrystusa na puszczy Jerycha. Budowniczy przytwierdził papier gwoździkami do bierwion ściany, zamknął drzwi i z kąta swego zakamarka przypatrywał się utworowi. Nigdy jeszcze w życiu żadne dzieło sztuki nie rzuciło nań takiego uroku. Oczy szatana wszechwiednie mądre, dosięgające dna rzeczy, a jednak smutne, patrzyły z ukosa, z kątów powiek ciężko nawisłych w białego Chrystusa. Włosy szatana były długie i siwe, pasmami spływające. Twarz jego stara, strudzona, — snać niezgłębione cierpienia,