Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzież tu i do czego takie słowo »dźwignia« przypasować? Drąga żelaznego mi nie dają. A dla czego? A dla tego, że niema. Brat przełożony sam żebrał, kołatał w sklepach. Obiecują. I tak w koło. A ja rękami spycham. Spychać spycham, ale rzecz wolno idzie. Mówią dzień dnia, że na wielkie śniegi droga ma być het precz gotowa, bo będą bracia drzewo na zrąb wozić. Ja robię. Żebym to miał tę pańską »dźwignię«!
— Gołemi rękami, toby tu przecie sam dyabeł nie porozszczepiał tych głazów.
— Lepiej takiego słowa nie wymawiać... — z łagodną naganą rzekł Tytus.
— Bo brat pewnie i wierzy w istnienie dyabła...
— Święci pustelnicy, którzy nie mieli na duszy żadnej krzywdy, którzy odpokutowali najdrobniejszą zmazę grzechu, wierzyli, że on czyha. Cóż ja? Proch...
— Ale czy brat sam wierzy?
— A pan?
— Musiałbym chyba dostać jakiego obłąkania. Pocóż zresztą? Dość popatrzeć na niewzruszone złe przez wieki i na wieki między ludźmi ufundowane, na nikczemne krzywdy, które człowiek stwarza i nazywa cnotami, na podłości i oszustwa, z których bezczelne a wieczyste prawa są ukute... To wszystko zbieram w jedno i nazywam szatanem.
Zakonnik surowo milczał. Wyniosła groza jaśniała w jego bladej, stężałej twarzy. Głosem cichym, a pewnym i mocniejszym, niż najdonioślejszy krzyk odezwał się:
— Bóg czuwa nad światem.
Nienaski zwrócił się ku niemu i gadał:
— Czytałem wykaz, że w jednem tylko niewielkiem mieście angielskiem dwadzieścia tysięcy rodzin posiada do spania jedno tylko łóżko. Dzieci śpią ze starymi. Państwo, do którego należą te rodzinne łoża, pokonało lądy i wszystkie tafle wód nazywa swoimi, a więc mu nie brak pieniędzy. Zagarnia pod swe stopy koczowników, rybaków, pasterzy, rolników, białych, czarnych, żółtych... Ten tryumf, ta wiekuista pycha, flegma, spokój — i dzieci rzucone na