Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wskrzeszony, a nawet wymyślnie nowatorski. Jego »gąsiory« i »kalenice« miały wprost »styl«. Nadto ponad ubożuchnymi ganeczkami domostw zawsze umieszczał wycięte w desce »śparogi«, dwie skrzyżowane końskie głowy, echo przedwiecznego na tej sandomierskiej ziemi kultu Swaroga, bożyszcza słońca, którego rumak był symbolem. Okna Łońskiego miały swoiste wymiary i pewne wyrzynania w desce, osłaniającej futryny. Wieńcówka jego węgłów była w pewien charakterystyczny sposób rąbana i kładziona. Nie było w tem nic pięknego, żadnej krasy. Był to pewien typ roboty i »pamiątka« przygasła czegoś przed odległymi wiekami...
Nienaski ogromnie chwalił te budynki Łońskiego. Tak to spotkali się dwaj architekci — uczony i nieuczony. Drugi nie ufał pierwszemu i wszystko, co mu tamten prawił, puszczał mimo ucha. Przedewszystkiem dla tego, że Nienaski na wielu rzeczach zasadniczych — wcale się nie znał. Mimo odbytych studyów i mimo zwiedzenia tylu znamiennych budowli na świecie, młody architekt nie umiał odróżnić belek drzewa sosnowego, ściętych w złym czasie, od dobrych, — budulca »wichrowatego«, czyli wyrosłego na złym gruncie od »suchego«, czyli z sosny na piasku. Żyd, dostawca budulcu, pan Jankiel Gips, odrazu to spostrzegł i zwiózł właśnie »wichrowate« belki. Począł się nadto kręcić około cieśli, zachodzić z kubanem to z tej, to z owej strony. Łoński obejrzał budulec w milczeniu, jak zawsze, sumiennie, ze zmarszczoną powieką. Coś tam w owych belkach naddrapywał pazurem, coś dłubał kozikiem, oglądał od spodu. Spokojnie ujął drąg żelazny, nie nadające się belki podważył koleją i na bok odrzucił. Pan Gips wszczął gwałt na całą parafię, nadzwyczajny czynił hałas, powoływał się na swe sumienie, na rozmaite świadectwa, skakał do oczu cieślom, machał rękami, pluł, krzyczał... Nadaremnie. Łoński patrzał na niego spokojnie. Odkaszlnął i poradził kupcowi, żeby zabrał odrzucony budulec. Tak mu właśnie powiedział:
— Weźże se te belki, com je odrzucił, włóż je na wóz — i jedź z nimi do dyabła. Te, Gips!
Pan Jankiel Gips obraził się na majstra. Nazwał go »chłopem«. Powiedział mu z przekąsem: