Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi mogło zastąpić i zrównoważyć wzruszenie głębi gotyckiego kościoła, gdy światło pada przez cudnie malowane szyby, gdy chłód przenika ciało, a myśl przemienia się w uczucie? Artyści stworzyli to uczucie przez wielki swój czyn — i czyn ten darowali kapłaństwu. Kapłaństwo, niegdyś wróg gotyku i dyspozytor romanizmu, posiadło tę skarbnicę niewyczerpanego uroku i, jako jedno ze źródeł swej władzy, swej niezwalczonej potęgi, — uczyniwszy z niej nowy i martwy kanon, — przekazuje z pokolenia na pokolenie własność niewiadomych, zapomnianych artystów... Jakże znaleźć świątynię, któraby była odtrąceniem, przezwyciężeniem i przewyższeniem tamtej? Z temi myślami, ledwie zadzierzgniętemi o rzeczywistość, początkujący architekt wracał z wędrówek, rzucał się do rajzbretów, uczęszczał do szkoły i pracował. Pracował dniem nocą nad zdobyciem alfabetu budownictwa.



Zatopiony w swych rysunkach żył zupełnie samotnie. Całemi półroczami. Oderwawszy się od życia realnego bytował w kształtach i rachunkach. Zaspokojenie potrzeb odżywiania się zabierało mu bardzo niewiele czasu. Znajomości zerwał. O sprawach społecznych nie wiedział nic prawie. Rzadko kiedy i tylko przypadkowo czytał gazety.
Pewnej nocy, wracając bardzo późno z jakiegoś wykładu, szedł długo w stronę swej klety pustemi już ulicami. Lubił takie wędrówki wskróś Paryża po nocy. Kształty i szczegóły gmachów zacierały się w mroku i nabierały cech symbolu, tracąc swą brzydotę i piętno użyteczności. Miasto, owiane łagodną, nieruchomą mgłą jesieni, było jak rodzina, śpiąca pod chustą niewiadomej opieki. Ulice, biegnące w ciemność, w tajną odległość życia ludzkiego, wyznaczone dalekiemi światłami latarni, miały siłę i urok sonetów o potędze i smutku. Dalekie świsty, poryki, głosy lokomotyw, parostatków, warsztatów były, jak wielokrotne wzdychanie istot niegdyś znanych, które z zapomnienia wzywają ku sobie wystygłą pamięć. Niejasna trwoga, głębokie przeczucie, nad otchłanią śmierci