Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

później normandowie, później anglicy, później francuzi... Zawsze tylko tensam, jak teraz, chłostał je północny, z dzikiego morza lecący wiatr i wysysała im nogi aż po uda słona otchłań przypływu. Cywilizacya »łacińska«, kultura »francuska«, »prawa człowieka i obywatela!...« W obcisłych majtkach i kusych kieckach, zawsze ociekających wodą, bose, rozkudłane, zziębnięte, w dygotkach, cuchnące, z sieciami na barkach i koszem w ręku, podobne do widm i stwor, które morze ze swego łona wyrzuca, — przebiegały wśród najwykwintniejszej promenady Paris-Plage, zamieszane w tłum, szczebiocących paryżanek. Bose ich nogi nadeptywały na lakierki ostatniego kształtu, mokre kubraki ocierały się o wykwintne »kreacye«, o batysty i fulary, a krzyk ich ochrypłych gardzieli zaiste rozdzierał tę cywilizacyę...
Kiedyindziej, czekając na statek do Calais, Ryszard spędził niezapomnianą noc w porcie angielskim Dover, leżącym na granicy Pas-de-Calais i północnego morza. Błąkał się w ulicach miasta, rozciągniętego wpółokrąg nad zatoką, mającą nad sobą olbrzymie, czarno-szare mury warowni. W nocy, przy świetle księżyca, ten wielki port, zastawiony setkami żaglowych okrętów, statków, łodzi i parowców, wyglądał, jak dziwowisko snu. Ryszard przemierzał jego cyklopiczne tamy, groble z ciosu i żelaza, daleko wychodzące w morze. Pędziły po tych tamach pociągi, ciągnęły wozy frachtowe, obracały się w nich pracowite windy. Obstawione latarniami morskiemi kamienne brzegi zdawały się rozmawiać i gestykulować. Wędrowiec długo podziwiał te prace morskie, równie olbrzymie i niemniej wspaniałe, jak katedry, budowane przez wieki. Słuchał, jak wały morskie, pędzące z zimnego morza północy, biły w żelazne wrótnie, któremi przejścia w tamach są pozamykane, — jak dają żywiołowi rozkazy człowieka te żelazne drzwi do morza. Natomiast w dzielnicy miasta, przylegającej do portu, oglądał uliczki z nędznym nad wyraz brukiem, poszczerbionymi chodnikami, zastawione brudnemi domostwami, z których niemal każde zawierało szynk, albo sklep z whisky, brandy, albo gin’em. Ryczeli tam pijani marynarze, brnąc gromadnie z rudery do rudery, wałęsali się żołnierze, snuły się w łachmanach wynędzniałe dzieci i obdarte