Strona:PL-Jan Sowa-Ciesz się, późny wnuku!.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ryzykowny i mniej opłacalny. Od początku lat 90. wielu analityków zwracało uwagę, że uwolnienie kursu bahta lub przynajmniej jego częściowa dewaluacja byłyby bardzo wskazane dla szybko rozwijającej się gospodarki, jednak rząd i Bank Centralny konsekwentnie odmawiały dokonania dewaluacji i wydawały miliardy dolarów na sztuczne utrzymanie kursu dolara na poziomie 25 bahtów. Było to rozwiązanie, za którym optowali szefowie banków, ponieważ pozwalało im na utrzymanie rentowności kredytów i spłatę pożyczek zaciągniętych w bankach zagranicznych. Wykorzystywali sieć nieformalnych wpływów, aby taki status quo trwał jak najdłużej. Polityka rządu prowadziła w ten sposób do dalszego nadmuchiwania bańki inwestycyjnej i w rezultacie pogorszenia sytuacji: na pożyczaniu pieniędzy bankom w Tajlandii zarabiało się świetnie, więc do kraju napływało coraz więcej kapitału. Dopiero gdy okazało się, że kredyty zaciągnięte na konsumpcję lub zakup nieruchomości nie mogą zostać spłacone (a więc w konsekwencji nie zostaną spłacone kredyty międzynarodowe), obcy kapitał zaczął się w panice wycofywać, co pogrążyło system finansowy Tajlandii w głębokim kryzysie.
Nieformalne związki i zależności pomiędzy sferami rządowymi i biznesowymi nie są specjalnością Tajlandii i istnieją też w krajach uważanych za wzór cnót w życiu publicznym, jak Stany Zjednoczone. W Tajlandii jednak obecność systemu kliencko-patronackiego splotła się z innymi zjawiskami kulturowymi, które razem sprawiły, że wyjście z błędnego koła złych strategii inwestycyjnych – wspieranych zarówno przez rząd, jak i prywatne banki – okazało się niezwykle trudne. Jedną z ważnych zasad rządzących stosunkami społecznymi w Tajlandii jest reguła krieng jai. Zgodnie z nią ingerowanie w sprawy innych ludzi jest uważane za niewłaściwe i powinno się unikać go tak długo, jak to tylko możliwe. Jest to strategia „niewchodzenia sobie w drogę” czy też, mówiąc kolokwialnie, „niewtykania nosa w nie swoje sprawy”. Opiera się na przekonaniu, że każdy człowiek ma własne powody, żeby postępować tak, jak postępuje, i ktoś inny nie powinien się w to wtrącać, dopóki w grę nie wchodzą jego własne interesy. Zjawisko to okazało się istotnym problemem przy próbach stosowania w Tajlandii pewnych technik biznesowych, marketingowych i badawczych dobrze funkcjonujących na Zachodzie. Jak przekonała się firma Sony, źle sprawdza się w Tajlandii telemarketing i sprzedaż bezpośrednia. Są one traktowane przez potencjalnych klientów jako zbytnia ingerencja w życie prywatne[1].

  1. Zob. B.K. Ong, R. le Blond, A Tale of 2 Call Centres, „CIO” May 2003.