Strona:Ozimina.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na śmierć, a spokrewnionymi tak niesamowicie instyktami podziemia.
Ta pobłażliwość Komierowskiego dla lekceważonych kombinacyi barona, nad któremi zastanowić się nawet nie raczył! A potem ta jego niedbała dobroduszność wobec — kto wie — czy nie ducha stróża nad baronem!
Zaś ja, — przypominał, — jakżem ja tu został powitany?
Węzeł był zbyt niepokojący, aby nie zwrócić myśli na jego rozplątanie.
»O tem, — rozważał tedy, — co ludzi rozbraja do siebie ufnością, — nie o sympatyi bynajmniej, — lecz o pewnej pociągliwości ku sobie, decyduje atmosfera, jaka każde życie otacza w zgoła nieuświadomionych drobiazgach sposobu dawania się, gestu, ruchu, spojrzenia. Dla opieszalca inny opieszalec będzie wprawdzie zgoła obojętny, lecz w tej właśnie obojętności... »no cóż? — dobrym człowiekiem«; dla junaka nawet rabusiowa zuchwałość gotowa stać się czemś fascynującem; szczerego nawet błaha i pusta szczerość wiązać będzie niechybnie; dla skrytego cudzej skrytości, jeszcze nawet nieuświadomione cechy będą czemś wzbudzającem zaufanie. — Jest pewne ponure pokrewieństwo instynktów, nawet wśród sterujących wolą w biegunowo przeciwne kierunki: ci najtrudniej uwierzą w złobę krewniaka. — Niesamowite i złowieszcze krewności zapowiadają instynkty podziemia.«
Ocknięty z zadumy słyszał ostatnie, coraz to niższe pohuki w głębokiej studni klatki schodowej: śmiech milkł, zatajał się w tych murach.
Wystąpili wreszcie na ulicę i poczęli chłonąć świeżość