Strona:Ozimina.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwie przypomną, dlaczego na świat wydały; wspomną z marzeniem, lub chichotem. A im kobietom, co — w jakie nas życie miotnęły? Ku czemuście wyrośli, wiecie sami dziś. A do czegoście zdolni, wiem ja. Ja jeden wiem, co życia bezruch na bezduchach płodzi: jakie dzieci te matki rodzić zdolne. I ku czemu? Nim się matki wasze dowiedzą, ku czemu was rodziły, tę im psotę czynię, że się zwiedzą przypadkiem, iż zrodziły... bohaterów! — wyrzucił im jakby z ręki pogardliwej przy zębów zacisku.
Zgubi go na chwilę z przed oczu w głowy opuszczeniu, a gdy go wzrokiem nad tłumem szuka — ujrzy hyenę włochatą i jej pysk wprzódy rozziewany, teraz w kłach wybłysku rozwarty pod ołowianych oczu twarde zapatrzenie.



»Chodź! uchodź od nich precz! Nie leź w tę ich robotę. Wandę ja znałam, na pokucie znałam... Widzisz: desperacya to twoja, ten z dzieckiem w myślach frasunek, zgłuszony gromadnych spraw zamętem przecie na dnie duszy kobiecej żył najbardziej. Takie my już z natury. I tak cię one frasunki grozą przypomnień i rozpaczy błyskiem wprost mi w ręce nawiodły — po ciemności. A Wandę znałam, pod kluczem znałam. Nieraz jej mówię: »Za mężczyznami lazłaś pani w to: wiesz, czy nie wiesz. Każda z nas kobiet wszystko, co robi, to przez tych drani tylko. A same my: to albo za mąż się dać, albo... się. Tyle tylko potrafimy z siebie«... A i ty nie leź do nich! Oni właśnie na takie, jakby zaczajeni: która nie wie, kędy w życie,