Strona:Ozimina.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stygnie i zacinają się wargi na cały czas »szczęśliwego« tu pobytu. To jest poprostu odruch życiowego instynktu w obronie przed tym smętem i niedołęstwem, jaki się tu z powietrza wdycha. Bo niechby sobie tylko kto pozwolił mieć tu wejrzenie pogodne, jakie się wywozi, naprzykład, za granicę, do Berlina. Rychło spostrzeże, jak się rozżarzą wokół niego ślepia szakali. Nikt się tak nie zna na prawych ścieżkach życia jak niedołęstwo; a te prawe ścieżki nudne są przecie i smutne, wiedzą szakale. »Oto idzie ktoś pogodny, uśmiechnięty; widocznie powodzi mu się wżyciu: pewno łotr. Ale podwinie mu się noga, podwinie! nie rychliwie, ale sprawiedliwie,« — oblizują się szakale. To są opiekuni każdej sprawności, każdej działalności życiowej, u nas! A niech te głosy szakali tylko zasłyszą hyeny idealizmu!... O, ja się szczerze przyznaję, że do fizycznej odrazy znosić nie mogę najdalszego zawycia tego ,ich’ tu idealizmu. Nienawidzę naprzykład ,ich’ tu sztuki! Śmierdzi mi to wszystko rozkładem życiowego instynktu.
Tu baronowi nadmierne wzburzenie samo zamknęło usta, rodząc spóźnioną znów oryentacyę, że nie z żoną się swarzy, nie przed nią wybucha. Tedy z wysilonym spokojem i akcentem żalu w głosie zamykał sprawę, jakby przed sobą tylko:
— ,My’ sami się grzebiemy.
— Ten ,wasz’ tu Woyda, — parsknął mimo to za chwilę, — który żonie chciał jakieś tam wiersze swoje dedykować, — Boże! jak ja tego człowieka znosić nie mogłem! Cały osobnik, jak stara panna: smętny, pretensyonalny, a nie ufający swym wdziękom. Rzekłbyś fizycznie