Strona:Ozimina.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałam pana o czemś uprzedzić, — mówiła głosem, jakim porusza się bardzo drażliwą sprawę. Na jej długiej twarzy i szerokich wargach błąkał się uśmiech zakłopotania.
— Już wiem! Nieboszczka moja ma tu dziś śpiewać u pani, więc w wielkiej swej dobroci wolała mnie pani uprzedzić, aby mię nie przeraziło widmo postarzałe.
Uśmiechnęła się miękko szerokiemi wargi. — Takie przeszłości nie umierają nigdy. Najlepszy dowód, że przybył tutaj, — a teraz dopiero przychodzi jej do głowy, że nie mógł wiedzieć o tryumfalnym przyjeździe — nieboszczki. Co zaś do postarzenia się, czeka go miłe rozczarowanie.
Po chwili, nie mogąc pohamować lekkiego dreszczyku:
— Ogromnie ciekawa jestem waszego spotkania!
— Czy pani zna bliżej pannę Olę? — przecinał dosyć ostro tę sprawę.
— Ach, jak ona ślicznie dziś wygląda!
— Westalicznie, — mruknął pod wąsem, nie spodziewając się wcale, że wywoła tem to zadrganie dziwnego uśmieszku wokół ust pani.
»Więc i tu wiadomo! — mówił do siebie. Zresztą prawda: kobiety zawsze wszystko o sobie nawzajem wiedzą, — powiadano mi dziś. I szeroko tolerują, o ile rzecz nie dochodzi do jawnego skandalu. A co ważniejsza chłoną wszystko w indolencyę dusz. Jakie warstwy cynizmu układać się w nich muszą!
W tym błędnym uśmieszku wokół dużych warg była