Strona:Ozimina.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed siebie mdło — purpurowych warg kręgiem, zębów perłowych błyskiem i płowiejącym jakby aksamitem oczu.
Tych to oczu opieszałość i chłodne wyszczerzenie zębów zatrzymały się na nim, gdy stanął we framudze drzwi; a zwrócone ku niemu zdały się mówić: »podziwiaj«! Pod tych to oczu hypnozą podgarniał mimowoli czuprynę, poprawiał wąsa, i uśmiechał się niedomkniętemi wargi, oraz nonszalancyą postawy całej, opływając równocześnie spojrzeniem wszystkie kształty tej najdorodniejszej. — I tak oto wystawiali się oboje na jarmarku narcyzowych próżności, czyniąc beznamiętnemi oczy kłamne po salonach tokowiska.
Z drugiego końca spoglądała nań tymczasem swą długą twarzą pani domu.
Siedzi jakby niedbale, postacią swą pełną giętko zagłębiona w fotel głęboki. Jej suknie, w chodzie tak powłóczyste, mąciły się teraz w kapryśne fałdy, opadały ciężko na jeden bok, wyciskając obciśle sowity kształt biodra. Z włosów bursztynowych pokrętnego snopa wywijał się splot łukowy i opasywał grubą liną szopę nad czołem: włosy, które, wchłonęły, rzekłbyś, w siebie cały nadmiar wegetacyjnych soków wspaniałego ciała i zaskrzepły lśniącą żywicą. »I pomyśleć, — mówił do siebie, że dla tej kobiety, rozhukał ktoś swoją wyobraźnię aż do granic samobójczych«.
Lecz oto spogląda ku niemu wciąż z chłodnym i długim uporem, aż póki się nie domyślił i nie przystąpił.