Strona:Ozimina.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowe rozrzuciły się na boki: tak zawisał na krześle. Ogłuszający rozgwar ulicy niósł mu w uszy jakby szyderczy nakaz władz duszy tu wykorzenionych, które teraz na obcego życia potrzebę i skrzepienie w jego piersi i czoło wstąpić winne i zwać się — męstwem.
Uniósł nieco głowę i spojrzał z pod oka na kilku stojących opodal panów. Po chwili począł się śmiać sztucznie, szerokiemi usty w oba kułaki swoje, cały w pokurcz pogięty na krześle.
Lecz niebawem opadł w sobie i zawisł na krześle jak poprzednio. A gdy powracał do głowy spokój, przy serca głuchym nacisku zatrzymały się znów myśli wszystkie jakby odrętwiałe na progu zwierzęcości: w tej, po raz trzeci, ponuro już powracającej hypnozie, przykuwającej wyobraźnię do nagości ciała własnego. Gołym się poczuł w tej chwili na krześle, w obliczu tych wszystkich ludzi strojnych. »Dla tego ci panowie zasłaniają mnie od kobiet«, — pomyślał dziwacznie i w tejże chwili podniósł rękę do zalanego potem czoła. I tak się cały w jeden kłąb nerwów zamienił, że gdy wśród łoskotu orkiestry i pohuków ulicznego chóru diwa w drugim końcu salonu ruszyła się z miejsca, drgnął nagle kurczowo całem ciałem.
I podrzucił głowę.
Jakoż z kobiet obecnych diwa jedynie zaciekawiła się manifestacyą ulicy. I korzystając z pustki pośrodku salonu, teraz dopiero mająca sposobność do całkowitego rozpostarcia trenu, przekroczyła przed oczami ludzi pawiem białym w całej okazałości swej szaty królewskiej.
I zatrzymała się przy oknie ostatniem, tuż obok drzwi,