Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piechotą, a jak nogi zabolą, to usiądź sobie na wozie: gospodarz własnemu koniowi ciężaru nie doda! Marcin wrócił szczęśliwie, ale w parę dni potem stracił konia, i tylko tym sposobem uwolnił się zniewoli żydowskiej. Ze Szmulem zerwał na zawsze, za to coraz częściej zachodził do młyna. W wiosce zaczęli gadać, że pewno ożeni się z Natalą. Miesiąc już upłynął od śmierci szewca, Natala wypłakała i zapomniała, a teraz Bóg jej szczęśliwą dolę zsyła! Baby o tem tylko gadały: zazdrość i podziwienie poruszały wszystkie usta, kręciły głowami z niedowierzaniem.
— Sześć krów ma, parę wołów, konia pięknego kupił, wszelkiego dobra w skrzyni i w swirnie, najbogatszy gospodarz w wiosce!
— A ona wdowa...
— Po dwóch mężach! dopowiadała najłagodniejsza.
— Z chłopcem! chuda jak kość... zczerniała!
— Eh, to chyba nieprawda! Nie wierzyły aż do ostatniego dnia.
W niedzielę zapustną cała wioska wysypała się na ulicę: każdy chciał widzieć, jak to on ją do ślubu powiezie bezdomną sierotę, bez krewnych, bez swatów? Posadził do sanek i powiózł, nawet nikogo z sąsiadów na świadków nie zaprosił. W karczmie Szumi piwa i wódki przygotował sporo, gdyż przed tygodniem jeszcze Marcin gadał, że wesele sprawi królewskie! Pod wieczór zaczęli schodzić się ludzie z sąsiednich wiosek, swoi zaś co do jednego siedzieli już w karczmie, czekając na młodych. Każdy cisnął się do izby, gdyż na dworze mróz był siarczysty, ostry wiatr ścinał oddech w piersiach; w polu znajdowano zmarzłe wróble, mówiono nawet, że tego dnia najprawdziwsza wódka Szmula zamieniła się w bryłę lodu, ale to już chyba nieprawda! Karczma wyglądała jak kościół podczas odpustu: narodu przybywało co chwila; przez okna wyglądało kilkanaście głów męzkich i kobiecych; w sieniach i przededrzwiami stali mężczyzni młodzi i starzy, chuchając w palce,