Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiem całą pościel swą za piec wnosiła i tam na ziemi zaściełała. Nie mógłże on przecież bez przyzwoitej odzieży, z nabrzmiałemi policzkami i sińcami na czole ukazywać się ludziom! Będzie więc mieszkał za piecem dopóty, dopóki nie odnowi się od stóp do głowy. Pomagała mu rozebrać się z łachmanów, w jakich przybył, i ułożywszy go na pościeli swej za piecem, zajmowała się nastawieniem samowara i odgrzewaniem jedzenia, które codziennie na wypadek powrotu jego chowała. Herbatę i jedzenie niosła mu za piec i tam, w zmroku, do którego wkradał się tylko blady promień lampy, zaczynali ze sobą rozmawiać. Rozmawiali cicho, szeptem prawie. Ze szmerem rozmowy tej łączyły się odgłosy pocałunków, łzawe chlipanie, energiczniej wymawiane słowa przyrzeczeń i przysiąg. On skarżył się na samego siebie, ona go pocieszała. Słychać było przytem brzęk łyżeczki, o szklankę uderzającej. Gdyby kto wtedy zajrzał w głąb’ szerokiego zapiecka, ujrzałby kobietę, siedzącą na ziemi w bladem świetle i łyżeczkę z herbatą przytykającą do ust wyciągniętego w ciemności mężczyzny. Poiła go, jak niemowlę, a po twarzy jej, szerokim uśmiechem rozjaśnionej, ciekły łzy. Czasem wielka, czerwona ręka z grubemi palcami wyciągała się