Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I kantyczki mkną pobożne
Przez niebieskie hen pole;
Sam je niegdyś mistrz ułożył,
Kiedy żaczkiem był w szkole.

Tak od wieków pan Twardowski,
W utrapieniu i w męce,
Składa w pieśni swoje troski
U stóp Świętej Panience.

Tu na ziemi mrą ludziska
I znów inni się rodzą,
Śmierć-żniwiarka kosą błyska,
Pokolenia przechodzą.

A on w górze wciąż jednaki
Na dół patrzy z księżyca
I szybuje, jakby ptaki,
Tam, gdzie jego ziemica.

Widzi Kraków, Wawel stary,
A ot wieża Maryacka!
I łzy wielkie, jak talary,
Z ócz mu kapią znienacka.

I tak tęskni, tak rozpacza,
Tak pierś bólem rozkrwawia,