Strona:Opowiadanie mazowieckiego lirnika - Marcin Borelowski Lelewel.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadzwoniła mu w téj nucie,
Wielka chwila czynu.
Poglądnęli na się społem,
Zdjęci świętym buntem;
Marcin stał z pogodném czołem,
Pod królem Zygmuntem.
I czapeczką swą rogatą,
Ludowi się kłaniał,
Gdy nad polskiéj krwi utratą,
Głucho dzwon podzwaniał.
Witaj, witaj ludu dzielny,
Powtarzał z pokłonem,
Taki tylko nieśmiertelny.
Kto pogardził zgonem...
Toż się młódź weń zapatrzyła,
Jako w obraz boski,
Gdzie jest dusza jest i siła,
Wiwat Borelowski!

Już go teraz niezapomną
W ten dzień niedaleki,
Bo im duszą się niezłomną
Zapisał na wieki.
Blacharz kryje miejskie dachy,
Obija korabie;
Kto potrafi kować blachy,
Ukuje i szablę.

Młódź się patrzy na blacharza,
Marcin was pokręca,
Siła jakby u mocarza,
Wesołość dziecięca.
A o sobie ani słowa,
Siła, praca, wiara,