Strona:Opowiadanie mazowieckiego lirnika - Marcin Borelowski Lelewel.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I kamienie z ziemi skoczą,
I krzykną do buntu.

Spieszy Marcin drżą mu wargi
Między chłopskie fury,
Rankiem ciągnie lud na targi,
Zamiejskie Mazury.
Marcin znany wszemu światu,
Co powie to święte,
I lud wierzy mu jak bratu,
I bierze zachętę;
Parobczaki palą z biczy,
Śmieją mu się kmotry,
A ulicą chłopak krzyczy:
Hej! Moskale łotry!...

I duch jakiś w serce wpada,
Jak wiosenne wianie,
Jedna babka drugiéj gada:
Dzwonią na powstanie...
Przeszły krwawe dni lutowe,
Śpiewy, łzy i jęki,
Naród przetarł ze snu głowę,
Ręka szuka ręki.
Stanął cały z świętą wiarą,
Krwią zbroczył kamienie,
I przyklęknął przed ofiarą,
Jak na podniesienie.
Śród świętego ludu dzieła,
Brzęknął im głos dziarski:
Jeszcze Polska nie zginęła,
Na trąbce pocztarskiéj.

Głos ten wzbudził dawne czucie,
Śród świętego gminu,