Strona:Opowiadanie mazowieckiego lirnika - Marcin Borelowski Lelewel.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz on wyssał miłość matki,
W niemowlęcym wieku.

Słońce ledwie dachy bieli
Przy świętéj niedzieli,
Ledwie złoci wieże z rana
U Świętego Jana.
A nasz Marcin już w odzieży,
Po mieście się suwa,
Spieszy Marcin do młodzieży,
Co pod strychem czuwa.
Jako ptacy w domu cichym,
Otrząsnąwszy pióra,
Gdy dół drzemie, tam pod strychem
Obraduje góra...
Oj! to ptactwo rychło wzleci
Na wolności słońce,
Polskie ptactwo, polskie dzieci,
Do boju gorące.
Stary Zygmunt się zadziwi,
Nad ich lotem hyżym
Co nad miastem w dół się krzywi,
Z pałaszem i krzyżem.
Zadziwi się Swięto-Janka,
Nadwiślańskie strony,
Gdy jednego we mgłach ranka,
Hukną w miejskie dzwony.
Zadziwi się zamek stary
Co się w słońcu bieli,
Bo tak wielkiéj w Polsce wiary,
Nigdy nie widzieli.
Nagie piersi krwią się zbroczą,
Wsiąknie krew do gruntu,