Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

ków ukazywać się już będzie potomności i przez pryzmat niefortunnych jej losów, najsurowszy nawet sędzia obojętnie spoglądać na nią nie zdoła, a poeta choćby był tak surowym nawet jak Słowacki, choćby nie wiedzieć jak pragnął napiętnować ją stygmatem przekleństwa i hańby, sam, bezwiednie nie potrafi się oprzeć przed tem magicznem uczuciem przebaczenia, chociażby tylko kreśląc jej katusze, i wyrzuty skalanego sumienia, które Boskie i ludzkie przebaczenie na największych grzeszników sprowadzić muszą.
Kaplica królewska, a raczej ruiny tej kaplicy, ciągną się tuż obok pałacu. Opuszczasz pokoje na pierwszem piętrze, schodzisz na dół, zwracasz się w lewą stronę, i oczy twoje uderza widok murów, w części już tylko świadczących o dawnem ich przeznaczeniu. Tu właśnie stał przed wiekami kościół dawnego klasztoru, ale czas i ogień złożyły się na to, że dziś ledwie ślad kościoła pozostał. Dach więc cały, architektonicznie podobno bardzo piękny, zniknął bezpowrotnie i zupełnie, a zachowały się tylko nagie i odrapane ściany, jak szkielet przedpotopowego olbrzyma, świadczące niedostatecznie o wspaniałości Pańskiego przybytku. A jakież historyczne wspomnienia pozawieszane są na tych ścianach! Tu, wpośród nich, wielu monarchów Szkocyi otrzymało kapłańskie namaszczenie, tu