Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

a przecież tak głębokie i tyle rozlewające cichej poezyi tu na tej północy dokoła. Kiedym wysiadł z wagonu kolei żelaznej i pierwszy krok na tej ulicy książąt postawił, deszcz gęsty niemiłosiernie rosił ziemię. Zdawałoby się więc, że przy akompanjamencie jego prawidłowego spadku, wśród wilgoci jaką dokoła siebie rozlewał, nic pięknem wydać się nie może, że wszystko zmrozić on musi zimnym podmuchem, wszystko pokryć gęstą kołdrą melancholii i smutku. A jednak! Stałem tu na tej 'Princes street czas długi, i nie spieszno mi było do hotelu, czułem, że wilgoć przejmuje mnie do szpiku kości, a nie biegłem osuszyć się w ciepłem miejscu, i niebaczny na wody potoki, które podmywały moje stopy, i strumienie niebieskiej rosy, które hojnie posyłało mi z góry szkockie niebo, oczarowany, olśniony, bezwładny i do miejsca przykuty, patrzałem przed siebie i poza siebie, chłonąłem w duszę obrazy, jakich nie zdarzyło mi się widzieć nigdy, w zgorączkowaną pierś wciągałem powiew powietrza, jakiem nigdy jeszcze nie oddychałem. I byłbym tu stał długo, i byłbym tu na samym wstępie do tego miasta, długo jeszcze wpatrywał się w widoki tej, aż do niemożliwości pięknej ulicy, gdyby... twarda rzeczywistość nie była ściągnęła mnie z obłoków na ziemią i o tych czarodziejskich obrazach poezyi nie kazała zapomnieć dla smu-