Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

tnej, szarej, codziennej prozy. Ale gdym poszedłszy za głosem tej rzeczywistości twardej, wyszukał hotel, mający być tu punktem operacyjnym moim, i ulokowawszy się w numerze zwiesił głowę na piersi i wspomniał o tem na co spoglądałem przed chwilą, to mi przed wzrokiem ducha mego, jak wspomnienie niedalekiej przeszłości, stanął majestat tak niezrównanej krasy, że wysiedzieć na miejscu nie mogłem, i wkrótce sprowadzony zostałem jakąś niewidzialną siłą na dół, gdzie przez szklany pryzmat zawieszonych w powietrzu wód, w różnobarwnych obrazach ukazał mi się znowu gród najpiękniejszy ze wszystkich jakie widziałem, miasto jedno z najczarowniejszych niezawodnie jakie są. I znowu stanąłem na tej ulicy, i znowu gorączkowo rzucałem wzrokiem na wszystkie strony, nie wiedząc, w tem prawdziwem „embarras de richesse“ na czem go dłużej zatrzymać, i znowu wyznawałem sobie po raz nie wiem już który, że równego piękna nie wiem gdzieby trzeba było szukać, że większego prawie, znaleźć niepodobieństwo.
Pięknym jest Sztokholm na swoich wyspach oblanych słodko-gorzkiemi wodami Mälaru i Bałtyku, piękną Wenecya spokojnie pływająca na falach Adryatyku, i Neapol spoglądając ze wzniesienia na szafirowe głębie tajemnicze zatoki, ale żadne, prawdę powiedziawszy, z miast