Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   297   —

nie, zaludniła tajemniczymi genjuszami, które panują tu niepodzielnie. I każdy więc Szkot patrzy dziś z uczuciem podziwu i wdzięczności na nią, gdyż ona jak niebiańska Stella Fornarina w Rafaelu, boską swoją krasą wzbudziła w duszy wielkich wieszczów jego kraju natchnienie, które wzbogaciło skarbiec narodowej jego pieśni, brylantami najlepszego ognia, perłami najczystszej wody.
Zaraz za tą wyspą, urywają się wody jeziora. Na stronie zachodniej ukazuje się maleńki skrawek ziemi, statek prujący dotąd z szybkością przestrzeń, nagle zwalnia swój bieg, — wszyscy wysiadamy na ląd. Wysiadamy, ale jakąś magiczną siłą, zwróceni zostajemy wszyscy w stronę Loch-Katrine’u i niebaczni na to, że miejsc w omnibusach niewiele, że może takowych dla niejednego z nas zabraknąć, wszyscy jak przykuci stoimy na przystani i posyłamy wzrok ku tej czarodziejskiej Ellen’s isle, która jak Świtezianka na litewskiem jeziorze, śmieje się ku nam wdziękami swymi. A kiedy nawoływania naszych przewodników, zniewalają nas nareszcie posłać tej wyspie, tym górom i tym falom ostatnie w życiu spojrzenie, na nic innego ja przynajmniej nie mogę się w tej chwili zdobyć, jak na pieśń uwielbienia i podzięki dla Stwórcy Wszechrzeczy, który wszechmocną wolą swoją, z brudnego i nędznego prochu tyle pięk-