Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   217   —

kać tu przystani. Nadewszystko też nocną porą, gdy księżyc wychyli z poza chmur swe oblicze, widok tych czarnych, walących się baszt, ma coś przerażającego w sobie, i nie dziwię się wcale, że wedle ludowego podania, w pośród nich przeklęte duchy obrały sobie wieczne siedlisko. Nie mogły one zaiste, poszukać sobie odpowiedniejszego.
W St. Andrews jest jeszcze do widzenia uniwersytet. Ale nie oglądałem go wewnątrz. Z powodu Niedzieli, aule były zamknięte i nikt wprowadzić mnie do nich nie śmiał. Za to młoda córka bedela, znalazłszy przypadkiem klucze od kościoła uniwersyteckiego, oprowadziła mnie po nim. Sam kościół ciemny i skromny, niczem szczególnem się nie zaleca, ale ciekawy on z tego względu, że tu kazał przed trzema wiekami John Knox. Do dziś jeszcze, w rogu świątyni widać starą drewnianą kazalnicę, z której rozlegały się słowa, przed któremi padła Marya Stuart. Kazalnica ta, to jedna z najdroższych relikwii całej Szkocyi. Surowy jej wygląd, uzupełnił surowe wrażenie, jakie wywarły na mnie, dom i kościół tego reformatora w Edynburgu.
Do Loch-Leven z St. Andrews, kilkanaście angielskich mil. Jedzie się naprzód koleją do Kinross, tam wsiada się w niewielką łódkę i w pół godziny jest się u progów baszty, gdzie więzioną była Marya Stuart. Ale naprzód przy-