Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   147   —

tam widziałem. Tak samo, jak tam, kazanie o święceniu Niedzieli głosił jakiś cywilny pan z tłumu, tak samo inny rozdawał kartki z cytatami z biblii, tak samo intonowano tu chórem psalmy, ale skład modlących się na tej pierwszej w stolicy arteryi ruchu, jakże był różnym i do tamtego niepodobnym. Wszystko ludzie z inteligencyi, kobiety w świątecznych ubraniach, mężczyźni należący do najwyższych sfer społeczeństwa. A i sama forma kazania jakże odmienną była od tamtej. Tam człowiek prosty, prostemi słowy, rozwodził się nad zmysłowemi karami w przyszłem życiu za profanowanie dnia świątecznego, tu przedstawiciel klas oświeconych rozprawiał mądrze o etycznem znaczeniu dla człowieka poszanowania tego dnia. Warto się było słowom jego przysłuchać, wiele z nich bowiem nauczyć się można było, — to też każdy przysłuchiwał się im uważnie. Znać było, że każdy śledził uważnie za wątkiem myśli mówiącego, że przekonywał się coraz bardziej tem, co słyszał, że jeżeli dotąd zaniedbywał się w tym względzie, odtąd już przyrzeka sobie radykalną zmianę w swem życiu i poprawę. A i śpiew, jaki nastąpił po tem kazaniu, jakże niepodobnym był do śpiewu z ulicy Canongate. Tam była co prawda harmonja w głosach, ale więcej z instynktu niż z nauki, tu widziałeś, że masz do czynienia z wyrobionym