Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   109   —

nie dali. Architekturalna wspaniałość wieży, mającej być tłem dla posągu, przytłumiła polot rzeźbiarza, i chcąc dać coś, coby godnem było znajdować się pod tym koronkowym baldachimem, nie mógł się zdobyć na nic innego, jak na figurkę godną być przykrytą szklanym w salonie, kloszem. Jego Walter Scott, to nie genjalny twórca „Rob-Roya“ i „Pani Jeziora“, to nie patryota dopominający się od Anglików zwrotu Szkocyi nieprawnie jej zabranych pamiątek, lecz człowiek najzwyklejszy w świecie, poczciwy mieszczanin obarczony liczną familją, wypoczywający w fotelu, po kłótni z zrzędną żoną, i po kilku kuflach wypitego na pocieszenie piwa. Być może, że nie w tem miejscu, Walter Scott Steela, robiłby mniej nieprzyjemne wrażenie, tu jednak jest on niesmacznym i trywjalnym, i wygląda, jak gdyby przez omyłkę wdrapał się po wschodach pod ten majestatyczny baldachim, i usiadłszy pod nim ukradkiem, sam nie wiedział co z sobą zrobić. Powtarzam, pomnik jako całość, jest wspaniały, i sprawia, zwłaszcza też zdaleka, wrażenie, ale harmonję jego psuje posąg poety, i prosi się niemal oto, aby go ztamtąd czemprędzej usunąć. Szkoda zatem tych dwóch tysięcy funtów, które podobno kosztował.
Bezsprzecznie, o wiele szczęśliwszym od niego, jako dzieło rzeźby, jest pomnik Wel-