Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymykało się kilka kosmyków czarnych włosów. Nogi obnażone wyzierały z pod krótkiej spódnicy z grubego samodziału, a ciężkie fałdy zarysowywały silnie rozwinięte uda. Na piersiach miała jeno koszulę z grubego płótna źle spiętą, tak, że widać było różowe, nagie ciało biustu i wielkie dobrze rozwinięte piersi, piękniejsze i ponętniejsze od piersi marmurowego posągu bogini. Szedł od niej dziwnie oszałamiający zapach ziół i stajni zmieszany z wonią zgrzanego, zeznojonego pracą, przegrzanego słońcem ciała.
Ksiądz Juliusz uczuł zawrót głowy.
Oddychał tą wonią i uczuł, że pożądanie, znagła ugryzło go w serce. Poczuł żar w piersiach, wstrząsnął nim dreszcz, rozdęły mu się nozdrza jak ogierowi wietrzącemu zdała klacz i wydał westchnienie podobne do rżenia. Przyszło mu na myśl przewrócić ją w tył i położyć na zżętej koniczynie. Chciałby był upoić się tem ciałem nagiem, zdusić ją, zmusić, by broniła się uściskom jego ramion, by kąsana przezeń, krzyczała. Ale mimo całej potęgi swej żądzy nie śmiał tknąć dziewczyny. Powstrzymywał go niepokój jakiś, zmieszany z pół świadomie odczuwanym wstydem. Zresztą nie wiedział co mówić do niej, jak zacząć, szukał słów, gestów, sposobów i nie mógł nic znaleść. Palce jego kurczowo zaciskały się, mnąc zioła. Wydzierał garści koniczyny, machinalnie niósł je do ust i gryzł jak zwierzę. W reszcie, by przerwać i milczenie,