Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dliwemi słowami, gnębiąc ciągłym terorem denuńcyacyi i obawą publicznego wstydu wobec przełożonych. Pogardzał tymi młodzieniaszkami biało różowymi, o umyśle niewolników i nieświadomej siebie duszy, którzy wiary uczyli się jak kręcenia powrozów, i skrywali pod powierzchownością pobożnisiów i ludzi uległych, ordynarne instynkty pedanta i niskie zachcianki spanoszonego chłopa. U nich zaś przyrodzona nieufność i nabyta nienawiść półmieszczuchów do człowieka, który psychicznie nie należał do ich klasy złączały się w jedno i uczyniły im Juliusza wstrętnym. Bali się go też bardzo z powodu protekcyi »skandalicznej«, którą go otaczał biskup, z powodu strasznych wybuchów gniewu, okrutnych drwin, i przeczuwali w nim ze strachem przyszłego apostoła herezyi, obrazoburcę, odstępcę, »drugiego Lamennais’go« Lamennais’go bowiem w rzadkich chwilach, w których ośmielali się swobodnie myśleć, uważali za ostatnie wcielenie djabła. Juliusz ukończył dosyć porządnie seminaryum i został powołany do boku biskupa jako jego sekretarz.
Owego dnia pani Dervelle zapomniała przeżytych obaw i oddała się cała roskoszy dumy macierzyńskiej. Poszła na plebanię z duszą wstrząśniętą tak słodkiem zdumieniem, że wydawało jej się, iż ją anioły unoszą do raju w krainę światłości, śpiewając hymny przecudne.
— A nie mówiłem? — wykrzyknął proboszcz