Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

liku... i czytaj głośno. Wybierz sobie co chcesz, pierwszą lepszą kartkę.
Usadowił się w fotelu, skurczył swoje długie, chude i kościste nogi tak, że kolana sięgały mu policzków, przechylił w tył głowę, oparł rękę prawą o poręcz, lewą zwiesił i roskazał:
— Zaczynaj!
Niepewnym, przerywanym głosem rozpocząłem lekturę »Etyki«. Nie rozumiejąc tego co czytam, jąkałem się, popełniałem na każdym wierszu o pomstę wołające omyłki... Stryj z początku śmiał się szyderczo, potem jednak począł niecierpliwić.
— Uważajże przynajmniej... Jakto, więc nie uczyłeś się nigdy czytać? Powtórz jeszcze raz to zdanie!...
Począł się rozgrzewać, przerywał mi, by wtrącić uwagę, pokrzykiwał ze złością. Pochylił się naprzód całem ciałem, zacisnął oparte o poręcz pięści, oczy rozgorzały mu złym, dzikim ogniem i wyglądał tak, jak go sobie wyobrażałem wówczas na stacyi w Coulanges. Zdawało się, że chce się rzucić na mnie, na książkę, na stół. Zerwał się tupnął nogą i wrzasnął:
— Tej gadzinie wydaje się, że nie wystarcza jeden Bóg! Chce ich napchać wszędzie! Bydle! Bydlę!
Gdy deszcz padał, albo zimno było i musiałem chronić się do kuchni, stryj wołał mnie do siebie. Siadałem wówczas u małego stolika i czytałem