Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rze w biskupstwie, o której wieść tu doszła niezawodnie, a zapomniał, że samo już pierwsze jego kazanie usprawiedliwiało dostatecznie pełne rezerwy usposobienie parafian względem nowego proboszcza. Ale nie wiele sobie z tego robił: — Każdy sobie rzepkę skrobie — powiedział i na tem się skończyło.
Zamiast uspokoić się w tej zacisznej kryjówce, do której żaden głos nie dochodził, nerwy jego naprężały się coraz bardziej do tego stopnia, że obok cierpienia moralnego popadł w chorobę fizyczną. Nie sypiał, podrażnienie nerwowe nie pozwalało mu wyleżeć w łóżku, bolały go wszystkie członki i biegał całą noc po sypialni z duszą wezbraną nieokreślonym jakimś smutkiem. Zaniepokoiło to matkę.
Pani Dervelle przybyła do Randonnai i zamieszkała u syna. Własną ręką urządziła plebanię aż do najdrobniejszych szczegółów wkładając w tę czynność całą swą zdolność oszczędnej i zapobiegliwej kobiety i tkliwość kochającej matki. Sama wystarała się o kucharkę niezbyt starą i nie za młodą, oraz ogrodnika, nadającego się i do innych posług, uregulowała wydatki dzienne i nadała ludziom i rzeczom kierunek wyborny. Pewnego wieczoru po kolacyi, gdy już sprzątnięto ze stołu, pani Dervelle usiadła przy lampie z robotą drutową. Ksiądz Juliusz siedział ze zmarszczonem czołem, zatopiony w rozmyślaniach. Od