Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziwny szał, który popychał tego człowieka na oczywiste stracenie, do najrozpaczliwszych kroków. Przecież z takich ludzi wśród innych okoliczności powstają sławni dowódcy, jeuerałowie i bohaterowie, którzy prowadzą całe narody do zwycięstw i chwały!
— A przecież spełniłem jedynie swój obowiązek, alarmując straż i ścigając zbiega! — szepnął mu głos jakiś, lecz ta wymówka nie uspokoiła go. Przeciwnie, poczuł wstyd za swą ludzką istotę.
— Pies, pies! Tak, Pantałacha miał słuszność! — westchnął Sporysz i nie czekając na wieczerzę, poszedł do Naftuły. Ale i tu nie doznał ulżenia. Zasiadłszy w swym zwykłym kąciku, podejrzliwem okiem oglądał się dokoła, czy ludzie nie wytykają go palcami; przysłuchiwał się rozmowom, czy nie wspominają o nim. Pantałacha rzeczywiście był znowu przedmiotem powszechnej uwagi, ucieczka jego i śmierć były już opisane w gazetach, stanowiły wielką nowinę dnia. Wbrew swemu spodziewaniu klucznik usłyszał głosy sympatyczne o zmarłym. Zapomniano o kradzieżach — w pamięci pozostało tylko jego niezmordowane i szalone porywanie się ku wolności, które go o śmierć przyprawiło. Z drugiej strony nie potępiano straży ani klucznika — spełnili swój obowiązek, a przy jednym stole zarządzono nawet składkę dla żołnierza, który razem z Pantałachą spadł z dachu i żywym pozostał.
Wszystko to zajmowało, na pozór nawet uspokajało Sporysza. Lecz gdy następnie powrócił do domu, czuł, że nie zaśnie w nocy i lękał się swego własnego łóżka; zdawało mu się, że tam znajdzie obok siebie chłodnego, krwawego Pantałachę ze zmiażdżoną twa-