Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   453   —

Wtedy łagodniej wiatr rozedmie żagle
I łzy popłyną kojące z źrenicy
Odchodzącego. O, żegnaj i na znak
Starej przyjaźni podaj mi prawicę!
Toas.  Żegnajcie!
(Jan Kasprowicz).


4. Herman i Dorota.


Na tle burzliwych wypadków rewolucyi francuskiej umieszcza poeta obraz sielankowy spokojnego pożycia w miasteczku niemieckiem. Herman, syn właściciela oberży, wysłany przez ojca z odzieżą i jadłem dla biednych tułaczów, spotyka Dorotę, która odrazu pozyskuje jego serce. Otrzymawszy zezwolenie rodziców, Herman sprowadza do domu Dorotę niby jako służącą; a gdy wszystkim przypadła do serca, ofiaruje jej swą rękę.


Jako wędrowiec, co długo wpatrywał się w tarczę słoneczną,
Zanim znikła na niebie, dostrzega wszędzie przed wzrokiem
Widmo słońca promienne, czy spojrzy w krzewy cieniste,
Czy na skałę, — jaśnieje mu ono w blasku jaskrawym:
Tak przed wzrokiem Hermana nadobne kształty dziewicy
Żywo i wdzięcznie — stawały, jak gdyby szła miedzą przez pole.
Ale młodzian się otrząsł z widziadeł marnych i zwrócił
Oczy prosto ku wsi, by zdumieć się wkrótce nanowo,
Bo i tutaj zobaczył wyniosłą postać dziewczyny,
Silnie wpatrzył się w nią: nie była to żadna ułuda,
Lecz Dorota wistocie. Kroczyła, niosąc dwa dzbany,
I zmierzała do zdroju. Więc młodzian zastąpił jej drogę,
Ośmieliwszy się wnet, i tak do zdziwionej przemówił:
— Znów was tedy spotykam, panienko, gdy ludziom strapionym
Pomoc nieść pośpieszacie. Lecz czemuż wy jedna po wodę
Aż do zdroju idziecie, gdy inne ją czerpią ze studzien?
Prawda, że przewyborna i pewno niesiecie ją chorej.

Mile witała młodzieńca dziewczyna i rzekła uprzejmie:
— Już nagrodził mi Bóg tę drogę daleką do zdroju,
Gdy zacnego szafarza rozlicznych darów spotykam.
Pójdźcie sami zobaczyć, co litość wasza zdziałała,
I odbierzcie podziękę od tych, co ulgi doznali.
Ale żebyście też świadomi byli, dlaczego
Tu zaczerpnąć przychodzę w naczynie wody krynicznej,
Powiem wam: w naszej wsi ludziska nam wodę zmącili
Nierozważnem pławieniem i koni i bydła przy zdroju,
Który wody dostarcza mieszkańcom; również zbrudzone
Wszystkie we wsi koryta, bo tam znów piorą i płuczą.
Każdy tylko o sobie i o potrzebie najbliższej
Dziś rozmyśla, a nikt nie patrzy następstw późniejszych.

Tak mówiła dziewczyna i zeszła po schodach szerokich
Wraz z towarzyszem; oboje usiedli na zdroju cembrzynie.