Długom w służbie świata stał
I jeszcze sługę miałby we mnie świat,
Lecz nagrodę złą mi dał,
Myśląc, że na to wzrok mój przygasł, zbladł,
A ja to po tym zwyczaju spostrzegam:
O co tak proszę i o co się ubiegam,
On raczej głupcom daje rad.
Jak się starać, wie to Bóg!
Dzisiejszy zwyczaj wielce wrogi mnie:
Gdy się zwykłych trzymam dróg,
Bezradny-m wnet, wychodzę na tem źle.
Lecz cnota darzy mnie pociechą tą,
Że bezwstydników zabiegi miłe są
Wszędzie, a tylko dla niej nie!
Przymioty we mnie dwa, choć bez przymiotów jam;
Już je od dziecka połączyłem w sobie:
Cieszy się u mnie ktoś, i ja uciechę mam,
Nie rad się śmieję, jeśli kto w żałobie.
Razem z ludźmi dzielę śmiech,
Razem z ludźmi płakać pragnę:
Do łez nieraz — czyż to grzech? —
I do śmiechu ja się nagnę.
Jako oni, i ja tak,
Aby nie pójść ludziom wspak.
Kto, widząc boleść ludzi,
Uczuwa rozkosz w sercu, ten ku sobie
Wstręt u wszystkich budzi.
Dawniej to człowiek był miłej miłości rad,
Radość też sobie moja pieśń wybrała;
Lecz dziś, gdy powiądł już miłości miły kwiat,
Z mej pieśni radość ubiegła też cała.
Zawsze tylko chwili służ,
Śpiewaj zawsze, jak kto może;
Gdy swawola minie już,
I ja dworską pieśń ułożę.
Przyjdzie jeszcze śpiewu czas:
Szczęśliw, kto go dożył z nas!
Niech każdy mi uwierzy,
Że sposób wynalazłem, jak i kiedy
Śpiewać mi należy.
Śpiewałem kobiet cześć dla ich pozdrowień słów,
W nich nagroda była mi gotowa;