Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   284   —

Mnie zaś niesforny umysł mój wygania
W szum puszcz, w łąk świeżość, w zboża falowania,
W skały obrosłe mchem i w chłodne gaje.
Cóż chcesz? W tem życiu i królestwo moje.
Bom ja dopiero wtedy, miły bracie,
Swobodny całkiem, kiedy mi się uda
Mieć za plecyma wasze duszne cuda,
Które wy równie z niebem wywyższacie.
Jam jak z kapłańskich jeden posługaczy,
Co, gdy mu kością w gardle już pierniki,
Stanęły słodkie, drapnął, drągal dziki,
I gdzieś się w kącie chlebem czarnym raczy.
Jeśli z przyrodą radbyś żyć wesoło,
To, jak gdy chatę stawiasz, wprzód w swej porze
Grunt opatrujesz — tak tu — czyż być może
Miejsce po temu: jak jest ciche sioło?
Kędyż jak na wsi znośniej zbieży zima?
Kędyż łagodniej wiatr na wodzy trzyma
Lwa[1], gdy słonecznym żarem wskroś przeszyty,
Psią się wścieklizną miota? I gdzież, proszę,
Znano są komu słodsze snu rozkosze?
I czyż libijski marmur w drobne płyty
Zieleńszy u was, lub choć w woń bogaty,
Jak nasze łąki, bujno tkane w kwiaty?
Woda, przemocą wzięta w ciasne rury,
Które rozsadzić w każdej chwili rada,
Czyż jest czyściejsza od strumyka, który,
Szemrząc swobodnie, z pochyłości spada?
Wszak nawet sami w waszych kolumn lesie
Chętnie drzew licznych las pielęgnujecie —
I dom jest u was tem cenniejszy przecie,
Im z niego widok w szersze błonia niesie.
Ci, co w Akwinie[2] — pragnąc nieostrożni
Tyryjskiej szaty — lichą czerwień kupią,
Mniej stratni jeszcze, niż ów z głową głupią,
Który od błędu prawdy nie rozróżni.
Im więcej żądz swych kto w pomyślność włoży,
Tem w przeciwności cierpieć będzie srożej —
Bo wszak utracić wielce cię rozżala
To, coś ukochał? — Miej od siebie zdala
Wielkość wszelaką. Tam, gdzie dach słomiany,
Rozkoszniej żyjesz, niźli król z dworzany.
Jeleń, przeważną obdarzony siłą,
Często koniowi nie dał jeść na łące.

  1. Konstelacya letnia.
  2. Aquinum [teraz Aquino] miasto w południowych Włoszech, znane w starożytności z wyrobu purpury.