Już darmo i za miernym dostatkiem dziś gonić
Lub sięgać długich podróżą przestrzeni;
Lecz wypada przed skwerem w cień się drzewa chronić
Do czystej wody bieżących strumieni.
Ni mnie teraz zawstydzi nieść widły przy wozie,
Lub biczem woły nękać przez zagony,
Albo jagnię pod pachą, lub płód z pola kozie
Przynieść od płochej matki zapomniony.
Nic są skarby bogaczów ni plon w mem żądaniu,
Co nabył żniwem przodek oddalony:
Dosyć zbiór szczupły, dosyć spocząć na posłaniu
I mieć je pewne, kiedy człek strudzony.
Niech mi się to uiści: z bogactw niech ten słynie,
Kto wściekłość morza i pluski ponosi —
Niechaj wprzód wszystko złoto z szmaragdami zginie,
Nim dla mej drogi łza piękną twarz zrosi.
Tobie walczyć, Messalo[1], na morzu i ziemi
Coś okrył sławą twe plemię, przystoi;
Mnie dziewica trzyma pęty niezłomnemi,
Czyham odźwierny u krnąbrnych podwoi.
Przy tobie, ma Deljo, niech jako zgnuśniały
Słynę u świata; niech mię każdy stroni.
Oby w zgonie me oczy w ciebie się wlepiały!
Obym konając twą rękę miał w dłoni!
Zapłaczesz, gdy me martwe zwłoki będą brane,
Łzami polane dasz mi całowania.
Zapłaczesz, nie z żelaza twe piersi skowane,
Ni krzemień serca twego nie osłania
Z suchem okiem z pogrzebu tego w dom nie wkroczy
Żadna dziewczyna, ni żaden z młodzieży.
Nie chciej dręczyć mych cieniów, niech się włos nie moczy;
Pomnij, Delijo, pomnij na lic świeży.
Póki losy sprzyjają, łączmy dziś zapały;
W żałobnym kwefie stanie śmierć surowa;
Przyjdą lata, a z żartów i z miłości chwały
Siwizna kryta nie odnosi głowa.
Teraz służmy miłości, gdy łamać podwoje
I zwodzić spory nie przynosi skazy.
Tu-m ja wódz i rycerz; wy, miecze i zbroje,
Nieście zdaleka na chciwców swe razy,
Nieście i skarby wielkie; hardy pełnym brogiem
Gardzę śmiało bogactwy, gardzę głodem srogim.
- ↑ Przyjaciel Tybulla, wzywający go na wyprawę wojenną, od której poeta pragnął się uwolnić.