Wiecznie do góry wtacza, a on mu na głowę
Ciągle i z wzrastającym ciężarem upada.
Żywić w niesytem sercu gorące pragnienia
Pomnażania dostatków, których nam tak dużo
Z taką rozmaitością i z takim powabem
Matka ziemia dostarcza w każdej roku porze,
A nigdy w chciwej duszy nie uczuć sytości,
To nam właśnie tłómaczyć zda się owę bajkę
O Danajdach, ciągle z pilnością daremną
Napełniających wodą ciekące naczynie.
A też jędze piekielne, ów Cerber straszliwy
(I choćby tak daleko nie sięgała zgroza)
Są-to niespokojnego sumienia zgryzoty
Ścigające przestępcę zasłużoną kaźnią.
Miło jest z brzegów patrzeć na trudy żeglarza,
Po wzdętych morza falach miotanego burzą;
Nie iżby cudze rozkosze sprawiały nam bóle,
Lecz że się od nich wolni czujem szczęśliwymi.
Miło niemniej spoglądać z bezpiecznej uchrony
Na krwawe wojsk walczących zapasy i mordy;
Ale milej nad wszystko, w mądrości świątyni,
Objaśnionej prawdami wielkich myślicieli,
Zabawiać się i umysł poić ich nauką,
Z dumą szlachetną patrzeć na szaleństwa gniewu,
Błądzącego w ciemnościach po życia bezdrożu,
Jak o łaski, godności i władze zabiega,
Marzy o berłach świata, dzień i noc rozmyśla,
Jakby tylko największe zebrać złota stosy.
O! ślepoto, o! ludzie nikczemnego serca!
Jakże nędzne wleczecie w tylu walkach życie!
Czemu żaden Natury nie słucha przestrogi:
„Człowiecze! chroń twe ciało od przykrych boleści,
Staraj się o spokojność i swobodę ducha,
Oddalaj próżne troski, smutki i obawy;
Bądź wesół! Czyż nie widzisz, jak mało potrzeba,
Aby każde natury nasycić pragnienie,
I czystych życia pociech łatwe zbierać plony!
Świecą-ć innym ozdobne w pałacach posągi,
Złotym i srebrnym kruszcem błyszczące naczynia:
Ty za to na zielonej miękkich mchów pościeli,
Pod jaworowym cieniem, nad brzegiem potoku,
Co szemrząc lekkim do snu namawia szelestem,
Spoczywasz bez wymysłu, bez zbytku, bez kosztu;
Jeszcze ci przytem wiosna dla uciechy zmysłów
Świeżym przystraja kwieciem wonnych łąk kobierce.