Opowiem rzeczy wielkie — przesądnej ślepoty
Uciekające duszę chcę potargać więzy
I świętej prawdy ludziom ukazać oblicze.
Ku temu słodkich pieni pożyczę jej czaru.
I nie dziw. Bo jak lekarz choremu dziecięciu
Gorycz zbawienną w przykrym podając napoju,
Brzegi kubka miodową namaszcza łakocią
I przez złudzone wargi wlewa mu przezornie
Nowe siły i zdrowie; tak i ja mój, Memmi[1],
Gdy wysokie mądrości prawdy opowiadam,
Mniej pojętnym umysłom z pozoru tak wstrętne,
Rad słodzę ich surowość słów powabnych miodem.
Tuszę, że i twój umysł zniewolę, gdy poznasz
Naturę całą w cudnej piękności uroku.
Gdy wzniesiem wzrok na niebios wspaniałą budowę,
Na te gwiaździstych stropów błyszczące klejnoty,
Te wiecznemi gościńcy dzień z nocą wiodące
Słońca i przemiennego księżyca obroty:
Wtedy i w głębi duszy obudza się z trwogą
Myśl, powszedniemi życia troskami tłumiona,
Może jest jakieś bóstwo, potęgi tak strasznej,
Tak wielkie i wszechwładne, że zdoła swą mową
Poruszać i w swych ręku ważyć te ogromy...
Ach! gdzież człowiek, któryby na to pomyślenie
Nie zadrżał, z chwiejącą się pod nogami ziemią,
Gdy huk straszny piorunu górami zatrzęsie
I krwawa błyskawica niebiosa zapali.
Czyliż taką bojaźnią nie drżą ludy całe?
Jak sromotnie skalali krwią Ifijanassy
Ołtarz Dyany greccy wodzowie w Aulidzie!
Stała smutna dziewica — jasnych włosów sploty
Zwieszały się w nieładzie po bladych jej licach;
Ojciec błędne wejrzenie rzucał od ołtarza;
Przy nim w ręku kapłana błyskał nóż ofiarny.
Na ten widok płacz wielki powstał między ludem.
Ona klękając padła na ziemię zemdlona...
Ach, nie pomogło czułe: „ojcze mój!“ wołanie,
Królem tylko był ojciec... Dano znak: rycerze
Nieszczęśliwą porwawszy, przed ołtarz powlekli;
Nie jak oblubienicę w świeżym życia kwiecie,
- ↑ Przyjaciel Lukrecyusza, ku któremu w poemacie swoim wciąż się zwraca.