Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cichym wieczorem siedzę w mej komnacie
Twarz w dłoniach kryjąc, przed siebie poglądam,
I nic od świata, od ludzi nie żądam
Prócz zapomnienia… jednak się oglądam
W przeszłość z tęsknotą, a w przyszłość z obawą,
Siebiem zapomniał, marne żegnam dymy
Które ścigałem gdy laur szumiał sławą!..
Jak w Oceanie, w arfie spią olbrzymy
Na mnie wołają dziko! piekło się odsłania,
To z uczuć najstraszniejsze — potrzeba kochania!..



Jak ptak wędrowny nad lądy i morza
Wędruję tęsknie, a cel mój bez granic,
Jak smętna gwiazda, którą kocha zorza
A której miłość nie zdała się na nic
Bo niknie rankiem, a rodzi się — nocą!..
I obojętny z tą pieśnią sierocą,
Z rozdartem sercem i duszą ponurą,
Z wątpieniem wiecznem, i odziany chmurą
Z piekieł słyszę anielskich arf zdala wołania,
Sęp uczuć najstraszniejszy, potrzeba kochania!
Neapol 1870.