Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Dumanie.



Błądzę nad morzem, o porannej zorzy,
I szumią fale mgłami otulone,
Jak dzikie serce szczęściem upojone,
A duch obrazy pełne cudów tworzy…
I tęsknie drżące wyciągam ramiona
I patrzę w gwiazdy co gasną na niebie
I chciałbym przepaść i zapomnieć siebie
I znów — miliony przycisnąć do łona…
Co mi jest? gdzieś daleko słyszę arf wołania,
To z uczuć najstraszniejsze — potrzeba kochania!



Nocą las usnął — dęby cicho stoją
I leśny strumień na kamyk z kamyka
Cicho coś szepcze — błędnego ognika
Blaski gdzieś widzę — i nad głową moją
Co w niezabudek łzawej się pościeli
Układa — księżyc tą nocą majową
Rozsnuwa blaski… mgły pląsają w bieli…
Słów — ni łez nie mam — słyszę w ciszy arf wołania,
To z uczuć najstraszniejsze — potrzeba kochania!..