Strona:Noc letnia.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiesz-li jaka przyszłość? — On mnie zapędzi na dwór królewski pomiędzy obce twarze i ułudy i pychy, by chlubić się z mojéj urody, by pokazać panu swemu, że zerwał kwiat starożytnego szczepu! — A pan wtedy co pocznie? a sługa jego! mąż mój co uczyni? — Patrz na starych — Oni złorzeczą temu co ubóstwiali za młodu, drogo cenią czem gardzili niegdyś — kto ich przetworzył? — Czas uczuć morderca, czas róż świeżych na dawnych gruzach, przemierzły ogrodnik — może on i na moje oczy rzuci zasłonę za którą zniknie twarz twoja — Będę sama, sama jedna — Ty daleko, po skałach, w jaskiniach — zewnątrz wszędzie ponęta, nuda tylko w sercu mojém — i gdy ty się tułasz, rycerze królewscy może będą powtarzać imie moje przy puharach wina — może ich śmiechy kiedy dolecą twojego ucha i przeklniesz siebie, żeś mnie nie zabił! — pchnij mnie w serce, — wyrwij mnie potworowi!» — I w obłąkaniu wyciągnęła ręce jakby straszne