Strona:Noc letnia.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmieli, poddali się najezdnikowi — lecz wyście do nich zeszli, jak do grobu — za to przyjdzie zmartwychwstanie na was!»

«I już sam wróżbę lepszej przyszłości widziałem — jedenże od dwóch lat gród królewski spłonął? — gdzie ciężko zbrojne najemniki co nas zdeptać mieli? wszak nad ich trupami słyszeliśmy w powietrzu dziękczynienia sępów i wilki noc całą skowyczały z radości! — lecz by odzyskać ojców puściznę, długo wam trzeba jeszcze krwi ciała pracować!»

«Teraz właśnie gdyście z pokątnych tułaczy na groźne męże wyrośli, łudzić was zaczną królewscy różnemi ponęty — strzeżcie się kusicieli — obietnice ich, złote góry — Ich dary marne garści błota! — Wznieście oczy — dość miejsca dla dusz waszych po tych błękitach zostało —