Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/60

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    kojnie. Generał Chrulew spogląda ku niemu, jakby czekał rozkazu.
    Namiestnik skinął głową.
    W tej samej chwili rozległa się salwa.
    Odpowiedział jej krzyk rozpaczy, ale nie było w nim trwogi. Tłum upadł na kolana i z tysiąca piersi buchnęła krwawa skarga:

    „Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej,
    Do Ciebie, Panie, bije ten głos!“


    Jakieś uniesienie ogarnęło wszystkich: zginąć tak! zginąć z modlitwą na ustach! Krew i życie oddając za ojczyznę.
    Salwy brzmią jedna po drugiej, a lud klęczy, modli się głośno, umiera. Płyną strumienie krwi, nikt nie ucieka. Gdy padł chrześcijanin, trzymający krzyż, Żyd Lande go pochwycił i podniósł wysoko.
    A strzały powtarzają się i powtarzają.
    Tętent: kareta jedzie. Na koźle znany doktór Chałubiński wiezie margrabiego, aby rzeź powstrzymał. Zasypuje ich grad kamieni, z brzękiem wypadają szyby, — wojsko otacza jadących.
    Noc zapadła, strzały umilkły nakoniec.
    Lud rozchodzi się zwolna, w głębokiem milczeniu. Trupów zabrać nie pozwolono.
    Około dwustu osób zostało na miejscu. A ilu rannych?
    Zabitych pogrzebano w rowach Cytadeli.



    Ostatnie manifestacje, 15 października 1861.

    Na ulicach Warszawy spokój, mało ludzi, wojska wiele. Obozuje po wszystkich placach, bezustannie krążą wojskowe patrole, niebezpiecznie zatrzymać się w gronie znajomych, bo mogą aresztować. Kobiety w czerni, ale każda z jakąś ponsową wstążką, czy kokardą, bo żałoby nosić niewolno.